poniedziałek, 28 grudnia 2015

Capítulo 1

         
         Piękne, jesienne promienie słońca wpadały przez duże okno do pokoju młodej Katalonki. Núria siedziała na środku swojego wielkiego łóżka zakopana w tysiącach notatek i kserówek. Na białym stoliku obok leżała filiżanka z gorącą herbatą i najnowszy model smartfona. Można powiedzieć: dzień, jak co dzień. Kolokwium z prawa unijnego zbliżało się wielkimi krokami, dla młodej dziewczyny było bardzo ważne zdać każdy egzamin jak najlepiej. Od zawsze była pilną uczennicą, miała bardzo dobre oceny i wzorcowe zachowanie na każdym świadectwie. Jej samozaparcie, ale też upór ojca sprawiły, że była najlepsza we wszystkim, czego się chwytała. Była z siebie dumna, bo osiągała coś swoją ciężką pracą, a nie nazwiskiem ojca. Skręcona kostka nadal bolała, ale z każdym dniem już coraz mniej. Kolor opuchlizny nie przypominał już zgniłej śliwki, teraz wyglądał jak dojrzała morela. Noga utrudniała jej trochę życie, ale dzięki niej nie musiała iść w weekend na drętwe przyjęcie u przyjaciół rodziców. Znowu musiałaby słuchać, kto gdzie ulokował swoje pieniądze albo, jaki nowy samochód sobie kupił. Jej rówieśnicy byli drętwi jak ich rodzice. Nic tylko kasa i kasa. Nie liczyło się nic więcej. W takim towarzystwie nie było przyjaźni. Tu wszyscy byli wykształceni, bogaci i myślący tylko o władzy. Udawali wielkie przyjaźnie, gdy musieli załatwić jakiś biznes, normalnie prawie się nie znali. 
- Kochanie, przyjdź tu na chwile! - usłyszała krzyk matki. Uważając na nogę wstała z łóżka i lekko kuśtykając podeszła do drzwi. - Núria! 
- Idę mamo, idę - odpowiedziała cicho, gdy otworzyła drzwi na duży korytarz. Powoli zeszła marmurowymi schodami na dół swojej posiadłości. Przeszła przed jadalnie i zobaczyła swoją matkę w pięknej granatowej garsonce. 
- Jakie piękne kwiaty! - powiedziała promiennie na widok cudownej różowo-fioletowej wiązanki. - Od kogo?
- Chciałam cię właśnie o to zapytać.
- Mnie? - zapytała zdziwiona. 
- Kurier przyniósł przed chwilą, do ciebie. - podała jej kwiaty i spojrzała spode łba na swoją córkę. Dziewczyna powąchała piękne kwiaty i dostrzegła małą karteczkę w środku. Wyjęła ją i przeczytała "Jeszcze raz przepraszam. Dupek z Madrytu". Uśmiechnęła się szeroko na myśl o poznanym parę dni temu mężczyźnie. Nie chciała się przyznać przed samą sobą, że cały czas o nim myślała. Zatracała się coraz bardziej w nauce żeby tylko o nim nie myśleć. Przecież nie mogła! 
- Pójdę po wazon - powiedział cicho.
- Ależ wykluczone! - krzyknęła jej matka. - Nie możesz przemęczać nogi, zresztą mamy od tego służbę. Zaraz zawołam Larisę. 
- Mamo, nie jestem kaleką, potrafię wyjąć wazon z szafki, nalać wody i zanieść do siebie. 
- Larisa! - krzyknęła pani Pinto. 
- Tak? - zapytała kobieta w średnim wieku, która kilkanaście lat temu przyjechała do Barcelony z Boliwii. Núria zna ją od dziecka, rodzice zatrudnili Boliwijkę, jako opiekunkę dla niej, gdy była mała, a oni nie mieli dla niej czasu. Z biegiem czasu robiła też za sprzątaczkę, kucharkę i ogrodnika. Mimo tylu lat spędzonych w tym domu nadal była traktowana przez właścicieli dość przedmiotowo.  Nie potrafili docenić tego jak wiele zrobiła dla tego domu, dla ich córki. 
- Zanieść te kwiaty do pokoju Núrii. 
- Oczywiście - powiedziała grzecznie i wzięła od młodej Katalonki kwiaty. 
- Musisz postawić na swoim, nie? - powiedziała wściekła i wróciła na górę do swojego pokoju. Po chwili przyszła Larisa z kwiatami i ustawiła je na komodzie. Uśmiechnęła się do Núrii i wyszła. Dziewczyna opadła na łóżko i głośno westchnęła. Lubiła swoje życie, miała wszystko, czego sobie zapragnęła. Chciała pojechać do Paryża, szła do ojca po pieniądze i po paru godzinach była już w stolicy Francji. Tak było ze wszystkim jednak brakowało jej prawdziwego, zwykłego życia. Nie miała prawdziwych przyjaciół. Ci, którzy się za nich uważali byli dziećmi z bogatych rodzin, którzy lansowali się w drogich restauracjach i luksusowych klubach. Nigdy nie usiedli w zwykłym barze na piwie, przecież im nie przystoi. Byli rozpieszczonymi ludźmi, którzy myślą, że są lepsi, bo maja pieniądze. To, że oni sami nie zarobili ani grosza nie miało znaczenia. Zapaleni Katalończycy, którzy śmiało i bez zahamowań mówili oraz pokazywali, co myślą o Madrycie, o całej Hiszpanii. Odzyskanie niepodległości było dla nich kluczowe.



         Dwudziestotrzyletni mieszkaniec Madrytu podbijał piłkę na jednym z boisk ośrodka treningowego w Valdebebas. Od kilku dni nie mógł się na niczym skupić, jego wszystkie myśli skradła piękna brunetka, którą potrącił w Barcelonie. Jego zmianę zachowania zauważyli wszyscy kumple z drużyny, trenerzy, a nawet sekretarka, która siedziała w biurze przy wejściu do Veldebebas. Był inny, cały czas zamyślony, ale uśmiechnięty i niesamowicie pozytywnie nastawiony do życia. Zbliżający się mecz z Atlético nie był jego zmartwieniem i wydarzeniem, przez które nie mógł spać, wręcz przeciwnie, podchodził do tego pojedynku bardzo optymistycznie nastawiony. Wierzył, nie on wiedział, że jego drużyna bez problemu go wygra. 
- Dani! - usłyszał krzyk swojego najlepszego przyjaciela - Nie zamierzasz dzisiaj do domu wracać? 
- Już idę, ćwiczyłem dośrodkowania. - mruknął na odczepkę.
- Sam ze sobą? - zapytał zdziwiony Andaluzyjczyk - Zresztą nie ważne. Co się z tobą dzieje? Od kilku dni jesteś jakiś taki inny. 
- Nic mi nie jest, naprawdę. 
- A może ty się zakochałeś! - krzyknął rozradowany. - I jakaś panna robi ci tak dobrze, że chodzisz taki rozanielony - dodał i uderzył go przyjaźnie w ramię.
- Isco błagam. Jestem sam, cały czas. I daje słowo, że jak ktoś się pojawi to gwarantuję ci, pierwszy się o tym dowiesz.
- Nie muszę być pierwszy, chcę po prostu wiedzieć, co się dzieje u mojego przyjaciela. A teraz idź się umyć, bo śmierdzisz - powiedział ze śmiechem. - Zabieram cię na zakupy, musisz mi doradzić, co kupić Victorii. 
- Znowu macie jakąś rocznice? - zapytał zrezygnowany. Od kiedy pamiętał był współpomysłodawcą prezentów dla dziewczyny Isco. Chodził po sklepach z bielizną, drogą biżuterią czy  perfumeriach. Wybierał upominki dla Viki, mimo że była narzeczoną Isco. Ale pomocnik już taki był, nigdy nie wiedział, co wybrać, co będzie odpowiednie. Sam dawno nie robił takich zakupów. Od rozstania z Eleną minął ponad rok, była świetną dziewczyną, ale coś między nami wygasło i nie było sensu ciągnąć tego dalej. Trochę kosztowało go wrócenie do normalności. Mieszkanie zrobiło się puste, szafki w sypialni i łazience opustoszały, a z salonu zniknęły wspólne zdjęcia. Teraz wie, że to była dobra decyzja, niepotrzebnie dusiliby się w tym związku. Teraz jest sam, ale wie, że na niego też przyjdzie niedługo pora. I będzie szczęśliwym wariatem, który nie widzi świata poza swoją dziewczyną. 
- Myślisz, że ten fioletowy komplet będzie  dobry? - zapytał Isco pokazując koronkowy zestaw. 
- Viki nie lubi fioletu głupku. Weź ten bordowy - przewrócił oczami i głęboko westchnął.
- Bordowy kojarzy mi się z Barceloną.. - mruknął niezadowolony.
- I jak będziesz na nią patrzył to będziesz widział Blaugrane?! 
- Wolałbym nie - powiedział ze śmiechem Isco.
- To weź biały, przynajmniej będzie ci się  dobrze kojarzył..
- Ma już dużo białych..
- Isco do cholery bierz którykolwiek i tak szybko je z niej zdejmiesz, a mi się już nie chce tu siedzieć - ryknął niezadowolony. 
- W sumie masz racje - powiedział z cwaniackim uśmiechem. - Wezmę wszystkie trzy. 
Daniel głośno westchnął, wyszedł z butik i wsiadł do samochodu, w którym zaczekał na Alarcóna. Andaluzyjczyk po chwili dołączył do niego i zaczął swój monolog. Nawet nie wiedział, o czym mówi, myślami był już zupełnie gdzie indziej. Zazdrościł Isco wszystkiego, miał cudowną narzeczoną, słodkiego synka, piękny dom, sławę, pieniądze, spełnia swoje wielkie marzenia, a on? Miał wszystko oprócz najważniejszego, miłości. Jego sława nie ułatwiała mu poznania tej idealnej dziewczyny. Wszystkie go znały, wiedziały, że ma pieniądze i to było największą przeszkodą. Nie potrafił tak po prostu zaufać i uwierzyć, że to on jest najważniejszy, a nie zera na jego koncie. W dniu, gdy potrącił Núrie, gdy zobaczył jej piękne oczy poczuł coś  niesamowitego. Jej uśmiech sprawiał, że świat stawał w miejscu i nie liczyło się nic więcej oprócz niej. Wysłał kwiaty z nadzieją, że gdy znów zawita do Barcelony Katalonka z chęcią się z nim zobaczy, bo on nie mógł się już doczekać tej chwili. Pragnął zobaczyć znów te błękitne oczy, szczery uśmiech i zgrabny nosek. Mimo że prawie jej nie znał czuł, że jest dla niego idealna.



Szczęśliwego Nowego Roku!



10 komentarzy:

  1. Wiesz co? Coraz bardziej mi się to opowiadanie podoba. Serio! :D Już się nie mogę doczekać, co wymyślisz w następnych rozdziałach, na które niecierpliwie czekam. ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały ! Bardzo mi się podoba .. czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezuniu, Isco zachowuje się tutaj niczym rozpieszczony bachor, ahhaha. Ale ja go za to kocham, wiesz? Stworzyłaś idealnego partnera/przyjaciela dla pozornie ułożonego Daniego, no ale czy Ty potrafisz w ogóle stworzyć coś beznadziejnego?

    Zero literówek. Tak na marginesie zaznaczając :')

    Misia, rozdział jest cudowny! Nie będę się niepotrzebnie rozpisywać, bo nie bardzo jeszcze wiem, na jaki temat. A Tobie przecież już nie muszę powtarzać, że talent masz ogromny, prawda?

    Kocham najmocniej! ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Co robi normalny człowiek o 5 nad ranem? Śpi. Co robię ja? Komentuje rozdział.. ;D
    Myślałam, że Dani jednak spotka się raz jeszcze z Nurią, ale wyjechał.. Dobrze, że chociaż wysłał kwiaty. Nie mogę się doczekać spotkania tej dwójki i mam nadzieję, że nie będę musiała długo na to oczekiwać. ;)
    Buźka i do następnego. ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziś jeszcze bardziej polubiłam Daniego. Wydaje się taki normalny i przede wszystkim myśli xd Nuria po prostu ma życiowego pecha, rodząc się w takiej rodzinie i wychowując w takim towarzystwie, wcale się do nich nie upodabniając. W sumie to mi jest jej szkoda.
    Oby znów szybko się spotkali! Czekam na kolejny rozdział ;))

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak się cieszę, że jest tu Isco! AWWWWW *.*
    Dani wydaje się być naprawdę fajnym facetem, taki poukładany i spokojny. Na pewno kogoś sobie znajdzie.
    Czekam na nowość!

    OdpowiedzUsuń
  7. Pieniądze pozornie gwarantują łatwe życie, bo ma się wszystko, ale czasem też potrafią utrudnić, jak to ładnie zauważyłaś. Miłości, prawdziwej przyjaźni, czy szacunku nie można kupić - chyba, że pozornie prawdziwe... Mam nadzieję, że niedługo znów na siebie wpadną. :)
    Trochę zabawna akcja z tymi zakupami, a do tego Isco XD
    Czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
  8. hm, hm, hm, wpadłam tutaj całkiem przypadkiem i chyba zostaję, wiesz? Bardzo podoba mi się imię głównej bohaterki. Dani nieźle ją urządził, ale co tam, jakoś poznać się trzeba. Uwielbiam ten moment z zakupami i mam jakieś przeczucie, że już za niedługo nasze niedoszłe gołąbki się spotkają.

    Tymczasem czy mogłabyś mnie informować o nowościach na staph-with-this-sick-love.blogspot.com ? Byłabym bardzo wdzięczna

    Pozdrawiam i też życzę szczęśliwego Nowego Roku!

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  10. Wpadłam tutaj bo koleżanka mi poleciła i nie zawiodłam się czekam na dalsze części. A tym czasem http://byc-wielkim-mimo-wszystko.blogspot.com/2016/01/rozdzia-2.html?m=1

    OdpowiedzUsuń