niedziela, 10 stycznia 2016

Capítulo 2

         Ciemne chmury wisiały tego dnia nad Barceloną. Zimny wiatr psuł pięknie ułożone fryzury i wdzierał się pod jesienne płaszcze. Front, który nie pozwalał Katalończyków robić tego, co lubią najbardziej, przesiadywać do późna na dworze. Wszyscy chowali się po domach i restauracjach żeby tylko ulewny deszcze nie popsuł im jeszcze bardziej planów. Núria wracała z uniwersytetu w podłym humorze, profesor, który nagle zmienił termin oddania prac, koleżanka z roku, która nie przyniosła ważnych materiałów czy zgubiony szalik. Ten dzień nie może być gorszy, myślała wysiadając z metra. Odliczała dni do momentu aż jej ukochany mały samochód wróci z naprawy. Jakiś idiota w centrum skasował jej prawe lusterko. Naprawdę nie ma nic gorszego niż brak samochodu czy skutera w takim mieście jak Barcelona!
Szukała kluczy do domu w dużej torebce od amerykańskiego projektanta, gdy usłyszała swoje imię. Podskoczyła z wrażenia i odwróciła się. Na narożniku pobliskiej uliczki stało czerwone Ferrari, a obok niego młody mężczyzna. Dziewczyna wytężyła wzrok i zobaczyła znajomego chłopaka. Nie wiedziała, co ma robić, udawać, że go nie widzi czy może z nim porozmawiać. Miała mętlik w głowie, który rozwiązał sam piłkarz. Nim się zorientowała stał uśmiechnięty przed nią. 
- Cześć - powiedział rozpromieniony. 
- Hej - mruknęła cicho. - Co ty tu robisz? 
- Chrześniak mi się urodził i pomyślałem, że przy okazji przyjadę sprawdzić jak się czujesz. 
- Dobrze, opuchlizna zeszła i już prawie nie boli. 
- To się cieszę. Może... Może w ramach przeprosin dałabyś się zaprosić na kolacje? - zapytał niepewnie. W duchu modlił się żeby odpowiedziała tak. Chciał lepiej ją poznać, móc patrzeć w jej piękne niebieskie oczy. 
- No nie wiem, muszę na jutro jeszcze..
- Nie daj się prosić. Obiecuję, że jeżeli zechcesz już więcej się nie pojawię, ale zgódź się, ten jeden raz. 
- Daj mi pół godziny - powiedziała i wyjęła z torebki klucze. 
- Dziękuję - odpowiedział z uśmiechem. - Będę czekał z samochodzie. 

         Prawie w podskokach wrócił do auta, a Núria weszła do domu. Momentalnie pobiegła na górę do swojego pokoju i wzięła szybki prysznic. Założyła czarną sukienkę do połowy uda, wysokie, tego samego koloru kozaki. Poprawiła makijaż, wypsikała się ulubionymi, kwiatowymi perfumami, najpotrzebniejsze rzeczy przełożyła do czerwonej torebki, a na wierzch założyła czarno-białe rozpinane poncho. Po drodze minęła Larisę, której tylko krótko powiedziała, że wychodzi i będzie wieczorem. Nie musiała się tłumaczyć, ale nie chciała żeby Boliwijka się o nią martwiła. Przed wyjściem przejrzała się jeszcze szybko w lustrze i wyszła na zewnątrz. Po chwili stanęła obok samochodu Madrytczyka i otworzyła sobie drzwi. 
- Jestem - powiedziała wsiadając. Daniel szeroko się uśmiechnął, odłożył telefon na małą półeczkę i odpalił silnik. 
- Znam taką jedną świetną restaurację z pyszną kuchnią wietnamską.
- Może być - odpowiedziała z nieśmiałym uśmiechem. Piłkarza przycisnął pedał gazu i ruszył w kierunku centrum miasta. Bardzo się cieszył, że zgodziła się z nim zjeść kolacje, ale cisza panująca w aucie dzwoniła mu w uszach, sprawiała, że w jego głowie pojawiły się wątpliwości czy dobrze robi, czy to ma w ogóle jakiś sens. 
- Jak ma na imię? - zapytała cicho.  Piłkarz spojrzał na nią niepewnie, nie wiedział zupełnie, co miała na myśli. - Twój chrześniak - dodała po chwili widząc jego zaskoczenie. 
- Javier - odpowiedział skupiając swoje myśl na drodze. 
- Ślicznie! Uwielbiam to imię! 
- Max miał pewne opory, ale Sol go przekonała. W sumie dobrze, że stanęło na jej pomyśle. 
- Skąd ich znasz? - zapytała bez skrępowania. 
- Max jest z Madrytu, wychowywaliśmy się na tym samym podwórku. Poznał Sol, gdy pojechał na praktyki do Sevilli, a ona pracowała już w tamtej firmie. Później dostali propozycje pracy i przenieśli się tutaj. Mieli zostać na chwilę, a mieszkają tu już piąty rok. 
- Bo Barcelona ma czarodziejską moc. Zanim się człowiek obejrzy, wejdzie pod skórę i skradnie duszę. 
- Ładnie powiedziane - delikatnie się uśmiechnął i spojrzał na Katalonkę. 
- Dlaczego akurat Real? Innego klubu nie było? - zapytała, a Daniel wybuchł śmiechem.
- Miałem dziesięć lat jak trafiłem do szkółki Królewskich. To tam nauczyłem się grać, myśleć i dowiedziałam, co się liczy w życiu. Ukształtowali mnie nie tylko, jako piłkarza, ale też, jako człowieka. Cztery lata temu przeszedłem do Leverkusen, ale Real szybko się za mną stęsknił i po roku wróciłem. No i teraz jestem tu gdzie jestem i jestem szczęśliwy.  A ty, czym się zajmujesz? 
- Studiuje prawo międzynarodowe.  Aktualnie mam wykłady z prawa unijnego i prawa francuskiego. 
- Nieźle, ale to chyba nie byłoby dla mnie. Jakoś nigdy nie marzyłem o byciu lekarzem, prawnikiem czy policjantem. Mama zawsze opowiadała, że ledwo, co odrosłem od ziemi, a już biegałem za piłką. 
- No ja piłkarzem nigdy nie chciałam zostać - powiedziała i parsknęła śmiechem. 
- Jesteśmy - odpowiedział i zatrzymał swoje Ferrari przed restauracją. Szybko z niego wysiadł, obszedł samochód i otworzył drzwi Katalonce. Dziewczyna z uśmiechem po chwili stała przy piłkarzu i czuła niesamowity zapach jego perfum. Był delikatny i bardzo męski, sprawiał, że miękły jej kolana. W środku kelner zaprowadził ich do dwuosobowego stolika pod ścianą, postawił butelkę czerwonego, wytrawnego wina oraz karty. Po długiej dyskusji i wymianie zdań zdecydowali się na proponowane przez kelnera popisowe danie szefa kuchni. Cały czas rozmawiali, śmiali się, po prostu cieszyli się swoim towarzystwem. Daniel widział jej piękne oczy tak wyraźnie. W tym świetle przypominały lazurowe morze, kojarzyły mu się z niesamowitymi miejscami na ziemi. Ten odcień przypominał piękne plaże na Bali, które widział minionego lata. Myślał, że nie ma piękniejszego widoku, ale gdy siedział na przeciwko niej, gdy widział te oczy, ten uśmiech, nie mógł uwierzyć, że spotkał kogoś tak niesamowitego. 
- Dani słuchasz mnie? - jej jedwabisty głos wyrwał go z rozmyśleń. 
- Przepraszam zamyśliłem się - odpowiedział i zrobił łyk wina. 
- Zauważyłam - powiedziała i krótko się zaśmiała. - Wracasz dzisiaj do Madrytu? 
- Tak, jutro o czternastej mamy trening. Na szczęście nie na rano, bo już musiałbym jechać do domu. A tak mogę zjeść kolacje w wspaniałym towarzystwie - powiedział, a dziewczyna delikatnie się zarumieniła. Gdy siedziała naprzeciw niego mogła dokładnie mu się przyjrzeć. Piękne, brązowe oczy, idealnie przycięta broda. Czarna koszula opinająca się na umięśnionych barkach wyglądała idealnie. Núria nie mogła się na niego napatrzeć, jej kolana przybierały postać waty. Był idealny, jak ze snów, ale był z Madrytu. A to dla jej rodziny było nie do przejścia... 

         Po skończonej kolacji poszli jeszcze na krótki spacer wąskimi uliczkami Barcelony. Dani opowiadał jej o klubie, rodzinie, meczach. Katalonka uważnie go słuchała i za każdym razem zadawała mu kolejne pytanie żeby tylko on nie zdążył zapytać się jej o rodzinę, przyjaciół, bo co miałaby mu odpowiedzieć? Musiałaby skłamać, a tego bardzo nie chciała.
- Mogę ci się o coś zapytać? Tylko nie bądź zła.
- Mam się bać? - powiedziała ze śmiechem. - Pytaj, najwyżej nie odpowiem. 
- Zawsze jesteś taka grzeczna i poukładana? - zapytał zaintrygowany. 
- Co? - odpowiedziała ze śmiechem.
- To było głupie pytanie, zapomnij o tym. 
- Nie było takie głupie, wiem, co miałeś na myśli. - delikatnie się do niego uśmiechnęła. - Raczej tak, w domu są pewne reguły, których trzeba się trzymać. 
- Ale chyba mi nie powiesz, że nie chodzisz na imprezy, nie wracasz, gdy słońce już wstaje zalana w trupa? - zapytał, a Katalonka pokręciła przecząco głową. - Nie wierzę! 
- To uwierz. Kiedyś, jak chodziłam jeszcze do szkoły to poszłam z jakimiś ludźmi, których w ogóle nie znałam do klubu i jedyne, co pamiętam to awanturę, jaką zrobił ojciec, bo wróciłam do domu dziesięć minut za późno. A wszystko, dlatego, że mi metro uciekło. No nie patrz tak na mnie! - zapiszczała, a jej policzki delikatnie się zaczerwieniły. 
- Przepraszam, ale nie mogę wyjść z podziwu.
- Jedyne imprezy to bankiety bogaczy, na których po prostu muszę się pokazać. 
- Obiecuję ci, że jak następnym razem przyjadę do Barcelony to zabiorę cię w podróż w czasie - powiedział tajemniczo i się do niej uśmiechnął. - Chyba, że nie chcesz mnie już więcej widzieć. Wtedy zniknę tak jak obiecałem.
- Nie chcę - powiedziała i zalała się kolejnym rumieńcem. Wiedziała, że źle robi, że mogła już teraz zakończyć tą znajomość i wszystko byłoby tak jak wcześniej. Ale nie potrafiła, nie mogłaby tak po prostu o nim zapomnieć.
- Zadzwonię jak będę mógł przyjechać - powiedział i pocałował ją w policzek. - Chodź, zawiozę cię do domu. 





9 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham to opowiadanie i chyba pokocham Carvajala! <3 Cudo, cudeńko, cudenieczko ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Pomimo tego, że było do tej pory dużego udziału rodziny Nurii w opowiadaniuvjuż ich nie lubię. Już sobie nawet wyobrażam jaką awanturę urzadzi jej ojciec, kiedy dowie się o koledze z Madrytu. Grr..
    Świetny rozdział, czekam na kolejny. ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Sczerze zakochałam się w tym blogu jest prze cudny.. i chyba zakochałam się w Carvajala do końca. Jezuuu nie mg doczekać się kontynuacji.
    P.S
    http://teamemelissa.blogspot.com/2016/01/rozdzia-1-piaty-marca.html?m=1 zapraszam na 1 rozdział liczę na szczere opinię����

    OdpowiedzUsuń
  5. Cholera kim są jej rodzice, że ona się tak boi? Jest dorosła, więc chyba może robić co chce! I umawiać też, bo widać, że podoba się jej Dani :D
    Czekam na nowość :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Faktycznie, dziewczyna to taka ułożona i grzeczna szara myszka, podporządkowana ojcu. Może to się zmieni pod wpływem obecności piłkarza? :)
    Czekam na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  7. Blog super czekam na następny rozdział informój mnie.

    http://teamemelissa.blogspot.com/2016/01/rozdzia-2-suchajac-serca.html?m=1 zapraszam na nowy😃☺

    OdpowiedzUsuń
  8. Blog super czekam na następny rozdział informój mnie.

    http://teamemelissa.blogspot.com/2016/01/rozdzia-2-suchajac-serca.html?m=1 zapraszam na nowy😃☺

    OdpowiedzUsuń
  9. Przyjemny rozdział i ich znajomość ładnie się rozwija, ale niestety ten Madryt wygląda, jakby był rzeczą nie do obejścia. A przecież na pewno się to jakoś da...
    Taki szczegół nie może zepsuć takiej znajomości na jaką się zanosi.

    OdpowiedzUsuń